Jest taki Pan w polskiej polityce, którego brat zginął w katastrofie lotniczej jakiś czas temu, i którego po prostu nie trawię. Otóż niemal zawsze, kiedy słyszę tego Pana w TV lub czytam cytaty jego wypowiedzi w gazetach, cisną mi się na usta niecenzuralne słowa lub najzwyczajniej w świecie uważam, że ten Pan po prostu pieprzy od rzeczy. Ale tak się jakoś dziwnie złożyło, że nasz rząd przyjął ustawę parytetową a wcześniej wymieniony Pan był tej ustawie przeciwny. Dziwne.
Nawiązując do ww. ustawy, dlaczego uważam, że jest zła? Ponieważ moim skromnym zdaniem posłem lub radnym powinna być osoba mająca ku temu predyspozycje (tak, wiem…), jakie znaczenie ma tu płeć?! Może za rok zrobimy parytety dla czarnoskórych? A co z żydami? Gejami? Mniejszościami narodowymi? A blondynki? Przecież nie może być tak, że 35% kobiet na listach wyborczych to brunetki! Blondynki też muszą zaistnieć w polskiej polityce! Brednie, brednie, brednie… Dzień Świra.
Kobiety, które zechcą w polityce zaistnieją – dzięki swojej charyzmie i kompetencji (a przynajmniej dzięki tych cechom powinny) taka jest naturalna kolej rzeczy i tak to powinno przebiegać – nadajesz się, jesteś dobra, masz siłę przebicia – przebijesz się. Tymczasem feministki miast zająć się tym czym powinny (np: walką o wyrównanie wynagrodzeń między mężczyznami a kobietami posiadającymi tę samą odpowiedzialność i kompetencje) zajmują się „walką o równouprawnienie” gubiąc gdzieś po drodze sens i logikę swoich działań.
Popieram Twój pogląd, znaczna część regulacji narzucanych odgórnie jest bzdurna i daje więcej złego niż dobrego.
No właśnie może nie jest to dziwne. Nad emocją można najwyżej zapanować, nie można jej w naturalny sposób ukształtować, więc jeśli się kogoś ‚nie trawi’ to trudno. Ale ‚nietrawienie’ nie jest chłodną oceną polityka. Więc dostrzec, że taki ktoś był przeciw durnej ustawie, a ktoś, na kogo się pewnie głosowało, ją uchwalił, to dobry krok.